Nic nie jest jeszcze przesądzone, ale dziś Sejm zrobił w tym kierunku pierwszy krok. Projekt Solidarnej Polski przewidujący delegalizację aborcji ze względu na prawdopodobieństwo "ciężkiego i nieodwracalnego" uszkodzenia dziecka w prenatalnej fazie rozwoju albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu trafił do dalszych prac mimo sprzeciwu części posłów PO i całej lewicy. To istotne, bo prawie wszystkie legalne „zabiegi” w Polsce to właśnie przypadki aborcji eugenicznej.
Chodzi głównie o dzieci z zespołem Downa. Sądzę, że powoli prawica idzie po rozum do głowy i zamiast stawiać sprawy aborcyjne na ostrzu noża (wszystko albo nic), stosuje teraz taktykę salami, powolutku, kompromisowo, we właściwym kierunku. Przez to też łatwiej o pozyskanie głosów zarówno np. w Platformie, jak i na prawicy. Ruchy pro-life wyciągnęły chyba wnioski z dotychczasowych akcji – teraz naciskają na niezdecydowanych posłów PO, chcąc też uniknąć casusu Marka Jurka z 2007 r. i de facto zablokowania antyaborcyjnej zmiany przez kierownictwo PiS, co ciekawie opisał w swojej książce Tomasz Terlikowski.
Lewicy też trudniej jest bronić aborcji eugenicznej niż w przypadku np. dzieci zgwałconych albo nieletnich kobiet (jak kilka lat temu afera z Agatą z Lublina). Ciekaw jestem finału tej antyaborcyjnej akcji.
